środa, 20 listopada 2013

REFERATY UCZNIÓW - Leonardo Da Vinci (Natalia Wójtowicz II C)

Leonardo da Vinci - Człowiek Renesansu - tajemnice 
i zagadki związane z tą niezwykłą postacią.”


Czy istnieją ludzie, którzy w stanie są przewidzieć przyszłość? Owszem, narodziło się wielu niesamowitych wizjonerów, lecz, czy można byłoby rzec, że którykolwiek z nich dorównał Leonardo da Vinciemu? Jedno jest pewne – istnieje ogrom geniuszy, których ciężko jest zrozumieć, a ich wielkie idee wykraczają zupełnie nie tylko poza wyznaczone schematy, ale również poza epokę, 
w której żyją. 


Jednym z najznakomitszych fenomenów (zarówno według mnie, jak również według wielu innych, bardziej sposobnych ku takiej ocenie, ludzi) był właśnie Leonardo da Vinci.

Urodził się on 15 kwietnia 1452 roku w Anchiano, nieopodal miasta Vinci. Jego matką była uboga, niewykształcona wieśniaczka, Caterina, zaś ojcem – notariusz, Pier da Vinci. Leonardo był dzieckiem nieślubnym. Swe wczesne dzieciństwo spędził głównie w towarzystwie matki, natomiast ojciec w zasadzie był dla niego osobą obcą. W jakiś czas późnej Caterina, z powodu nacisku ze strony rodziny da Vinci, poślubiła innego mężczyznę, a, młodego jeszcze wówczas Leonarda, zostawiła pod opieką dziadków, następnie ojca i jego żony.

Według wielu prac na temat Leonarda da Vinci (między innymi praca napisana przez Zygmunta Freuda) traktuje o tym, iż już we wczesnym dzieciństwie można było dostrzec wizjonerstwo Leonarda – miewał on rzekomo wiele powtarzających się, proroczych snów.
Dzieciństwo Leonarda nie należało jednak do najłatwiejszych pod względem rozwijania się, bowiem przez wzgląd na swe pochodzenie  (przypomnę – matka chłopca, Caterina, była chłopką) nie mógł uczęszczać do szkół. Gdy był jeszcze bardzo młody, nauczono go jedynie pisać i czytać. Jednak dzięki kontaktom ojca, młody Leonardo podjął naukę u malarza i rzeźbiarza, Andrei del Verrocchii.
Jednego chyba nie można podważyć – da Vinci był geniuszem. Posiadał ogrom zainteresowań; począwszy od malarstwa, rzeźby, anatomii i architektury, kończąc zaś na aeronautyce, matematyce, botanice, czy mechanice. Wraz z najmniejszymi szczegółami poznał wszystkie dziedziny sztuki oraz nauki. Mimo to najbliższe sercu Leonarda było malarstwo.
Wbrew pozorom nie pozostawił po sobie jednak wielu obrazów, lecz, w ramach rekompensaty, przekazał dalszym pokoleniom wiele notatników wraz ze swoimi zapiskami, przemyśleniami 
i szkicami. Pociąg da Vinciego do wszelakich tajemnic i sekretów (dla przykładu – rozmaite swe wywody naukowe szyfrował, zapisując je pismem lustrzanym) spowodował gigantyczne zainteresowanie jego pracami. Z tego też powodu wielu badaczy i historyków szuka w pracach Leonarda ukrytych znaków, czegoś, co chciał przekazać, lecz nie w sposób oczywisty. Dziełem, które uznane zostało za najbardziej pod tym względem bogate, jest Ostatnia Wieczerza.

Ów fresk znajduje się na jednej ze ścian klasztoru przy kościele Santa Maria della Grazie 
w Mediolanie. Z oryginalnego, pierwotnego dzieła, nie zostało niestety zbyt wiele. Da Vinci namalował go na źle wyschniętym tynku i z tego powodu już w przeciągu pięciu lat obraz począł „znikać”, a, na dodatek, podczas II wojny światowej kościół uległ znacznemu zniszczeniu. Obraz wielokrotnie był restaurowany i odnawiany. Tak naprawdę, dzisiaj z oryginału Ostatniej Wieczerzy pozostała właściwie jedynie kompozycja i perspektywa, a cała reszta jest jedynie dziełem kolejnych konserwatorów. Ech, miejmy nadzieję, że nie pozwolili sobie na zbyt dużą dowolność. (Tak, lubię dodawać wtrącenia od siebie, wiem, że to głupie, ale wprost nie mogę się powstrzymać).

A więc, fresk ten posiada dość ciekawą historię. Mianowicie – w czasie, kiedy Leonardo malował Jezusa i apostołów, poszukiwał odpowiadających mu modeli, by każda postać wyglądała jak najbardziej realnie. Kłopot pojawił się w chwili, gdy przyszła kolej na stworzenie postaci Judasza. Jakżeż winno prezentować się to zdradzieckie oblicze? Leonardo przez długi czas poszukiwał idealnej mimiki, która odpowiadałaby „ucieleśnieniu zła”. Pewnego dnia do mistrza przybył przeor klasztoru, by pogonić go i nakazać pośpiech, a da Vinci zagroził wówczas, że jeśli wciąż będzie naciskany 
i pospieszany, to namaluje Judaszowi właśnie jego twarz.

Wielu badaczy twierdzi, że Ostatnia Wieczerza wcale nie przedstawia trzynastu mężczyzn, bowiem, tuż obok Jezusa, rzekomo spoczywa jego małżonka – Maria Magdalena. Świadczy o tym parę faktów. Na przykład – odstęp między Jezusem, a siedzącą obok niego postacią tworzy literę V (symbol kobiety, a następnie – kielicha). Oraz, co ciekawe, szaty obu postaci wyraźnie się komponują, co może sugerować ich małżeństwo. MOŻE, nie MUSI. Popiera to jednak fakt, iż w czasach Chrystusa mężczyźni rzadko kiedy pozostawali „w stanie wolnym”, nie posiadając żony. Gdyby Jezus nie posiadał małżonki, prawdopodobnie byłby to fakt dość niezwykły i wzbudzający ogólne zainteresowanie, a może nawet posunąć się dalej i rzec – zdziwienie.  
Fresk ten zawiera także wiele innych ciekawostek. Na przykład to, że widnieje na nim dodatkowa ręka, trzymająca nóż, która nie należy jednak do nikogo… Twarze apostołów także budzą wiele kontrowersji, bowiem badacze, zajmujący się zjawiskami nadprzyrodzonymi dopatrują się w nich wspólnych cech osób współcześnie żyjących (lub żyjących po śmierci Leonarda). Tłumaczą to przypuszczeniem, że da Vinci rzekomo był jasnowidzem. Inni zaś snują przypuszczenia, że posiadł  on umiejętność przemieszczania się w czasie. Jeszcze inni twierdzą że to właśnie mistrza odwiedzali podróżnicy w czasie. Możliwe jest, iż Leonardo poddawał się hipnozie regresywnej, co mogło w dość logiczny sposób tłumaczyć jego wizje, rysunki, czy niesamowite wynalazki.
Przecież – nie zapominajmy – to właśnie Leonardo da Vinci naszkicował pierwszy łódź podwodną lub samolot, czy też ogrom innych, znanych nam dzisiaj urządzeń. To on przecież orzekł, że ziemia krąży wokół słońca, nie zaś odwrotnie; wiedział, że Ziemia jest kulą i znane mu było prawo ciążenia; pisał również, że ludzie pochodzą od małp.
Niektórzy twierdzą nawet, że Leonardo był wolnomularzem. Zajmował się wszakże magią oraz symboliką, więc może to być teoria prawidłowa, aczkolwiek, prawdopodobnie, nigdy się tego nie dowiemy… No chyba, że teoria odnośnie podróżowania w czasie okaże się trafna i mistrz sam nam o tym opowie. Ale, wracając do tematu, ogromną ilość symboli odnaleźć można właśnie na jego pracach.
Przykładowo – Mona Lisa. Ta osobliwa postać o tajemniczym uśmiechu rzekomo miała być Lisą Gherardini, żoną florenckiego kupca (według innych źródeł była to dama na dworze Ludwika Sforzy). Jednak, zgodnie z jeszcze innymi przypuszczeniami (ku którym osobiście się skłaniam) Mona Lisa nie przedstawia ani kobiety, ani mężczyzny. Jest po prostu, jak gdyby, uosobieniem obu płci – Bóg i Bogini, harmonia.... W jednym oku Mona Lisy Leonardo umieścił swe inicjały (których ja za… użyłabym tutaj tego pięknego, charakternego słowa, ale to referat, tedy się powstrzymam, i napiszę jedynie: których ja niestety nie jestem w stanie dojrzeć, choćbym nie wiem jak bardzo się starała) w drugim natomiast litery B, S, czy też CE. Badania nad tą kwestią wciąż trwają.
Na koniec pragnę dodać, że prawdopodobne jest, iż nigdy nie zdołamy poznać tajemnic, odszyfrować skomplikowanych kodów i zrozumieć przesłania, jakie chciał nam przekazać da Vinci. Cóż, a może tak naprawdę żadnej tajemnicy nie ma? Może są to jedynie domysły, spekulacje, zupełnie jednak nietrafione? Tak, być może Leonardo da Vinci był jedynie zwykłym malarzem, który miał niesamowite ciśnienie na zdobycie sławy i wynalezienie czegoś niezwykłego? Tak, zapewne był inteligentny, lecz… Czy nie przypisuje mu się za wiele? Ukryty kod w źrenicy Mona Lisy? No cóż… jak dla mnie – nieco naciągane. Aczkolwiek, jeśliby wszystko to, co się o nim mówi, było szczerą prawdą, wówczas bez gadania można nazywać go mistrzem nam mistrzami. I koniec.
Chociaż, gdyby się okazało, że to wszystko jest jedynie wymysłem ludzi, nieustannie doszukujących się we wszystkim drugiego dna i ukrytego sensu, kurczę… byłoby nieco dziwnie.

A może rzeczywiście podróżował w czasie? Hm, być może spotkam go kiedyś, gdy będzie przechadzał się ulicami Krakowa, i zapytam go o źrenicę Mona Lisy…
A może… już go spotkałam?
Nigdy nic nie wiadomo.



Natalia Wójtowicz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz